Spotkałem go na ulicy. Wyglądał dokładnie tak samo jak go opisał Antoine: zbyt długa szabla rysowała białą linię na czarnym asfalcie. Jego oczy były pełne łez, a twarz ściśnięta kamiennym wyrazem bólu zupełnie nieprzystającym do dziecięcojasnych kędzierzawych włosów. Ręce trzymał wyciągnięte przed siebie i mocno zaciśnięte w pięści. Idąc z tępo utkwionym w dal wzrokiem szeptał do siebie o miłości i o nienawiści, o litości i o okrucieństwie... Gdy przechodził obok mnie - zawołałem go. Zatrzymał się, a jego oczy spotkały się z moimi. Długą chwilę staliśmy tak nic nie mówiąc Jakby zahipnotyzowani własnymi spojrzeniami... W końcu opuścił wzrok i nic nie mówiąc otworzył dłonie. Z lewej posypały się zaschnięte płatki róży. Na prawej leżało jego rozdarte serce.

1991